czwartek, 28 listopada 2013

Czyżby wielki powrót?

   Dawno nic nie pisałam. Wcale nie dlatego, że straciłam do tego zapał, czy chęci, po prostu nie miałam o czym pisać. A skoro nie mam o czym pisać, to po co mam pisać o głupotach? Nie ma to, żadnego sensu, przynajmniej według mnie.
Ale o to następuje wielki powrót, wcale nie dlatego, że mój psycholog poradził mi spisywać rzeczy, o których myślę, a może właśnie dlatego... Cóż powód nie gra tu aż tak wielkiej roli. Wracam i będę pisać. O wszystkim. O tym jak z wielkim trudem wstaję rano. O tym, jak bardzo źle się czuje ostatnimi czasy, o tym jak omdlewam z powodu bólów głowy, o tym jak zasypiam, wszędzie i ciągle. Mam nadzieję, że z czasem znajdą się też miłe rzeczy, o których będę mogła pisać, ale najpierw muszę wyrzucić z siebie wszystko, co negatywne, wszystko co sprawia, że każdy dzień jawi mi się raczej jako mój mały koszmarek. Potem nadejdzie ten czas, że będzie tylko dobrze, zawsze tak jest. Najpierw tak źle, że zwijasz się w kłębek i wydaje Ci się, że dalej nie dasz rady żyć, a później przychodzi ten dobry czas, kiedy widzisz, że życie jednak ma sens, że każdy dzień, nawet ten gorszy, jest cudowną, ciągle inną i nową przygodą i wstajesz z myślą, że jednak to wszystko ma jakiś sens, może ukryty, może jedynie metaforyczny, ale zawsze jakiś.
Moje życie nie jest tragiczne, zawsze mogło być gorzej, doskonale zdaje sobie z tego sprawę i staram się nie wyolbrzymiać tego co mnie spotkało, bo wcale nie mam najgorzej. Jednak jako osoba o, podobno, słabej psychice i w jakiś sposób delikatna, przeżywam to wszystko bardzo mocno. I choć to co pisze, na razie jest tak strasznie przybijające, posiadające jakiś zbędny patos i pewnie z lekka bezsensowne. Mam jednak nadzieję, że z czasem to się zmieni. 
Tymczasem kończę.
Bye.